Bezcelowość to zadanie nie do spełnienia.
Samo jego postawienie staje się celem.
Życie to cel ruchomy. Każdy strzał jest
chybiony, z wyjątkiem ostatniego. Ale zwykle nie pada on z naszej ręki.
Ernest Hemingway - człowiek, pisarz i
myśliwy, który nie spudłował do końca.
Unikanie przykrości i korzystanie z życia
nie jest przestępstwem. Ale może być karą.
Ludzie, przy bliższym poznaniu, zwykle tracą
ów fascynujący blask, który emanuje z nich, gdy są dla nas wielką niewiadomą.
Mężczyzna w moim wieku powinien robić tylko
to, co wypada. Być odpowiedzialny – jak polski polityk, poważny – jak ksiądz
przy spowiedzi, oddany sprawie – jak zatroskana o własną karierę Hillary, umieć
umacniać wielkomocarstwowość ojczyzny i wymachiwać szabelką na księżyc – jak
wszechstronnie utalentowany politycznie, ułańsko odważny Jarosław K, znać odpowiedzi
na wszystkie pytania, które mogą zostać mu zadane – jak GWB, mieć dobrą opinię,
opinię człowieka zrównoważonego – jak Janusz P, dostć prezydencki order od
brata łaty Ola... Podobno nie spełniam żadnego z tych warunków. Cholernie
trudno być prawdziwym mężczyzną! Chciałbym być dzieckiem i trochę porozrabiać,
pod fontanną – i gdzie indziej, dać ostro czadu tu i tam, ale cicho, sza...,
lepiej dla mnie, żeby nikt się o tym nie dowiedział...
Współczesny Homo McSapiens prawdopodobnie kiedyś sam skróci się o
nafaszerowaną koką czachę, próbując bezskutecznie spełnić swój szalony sen o
bezwzględnej dominacji nad otaczającym go światem i przyrodą.
Życie jest takie proste i tak skomplikowane.
Z jednej strony są w nim marzenia, stłoczone ponad miarę w poczekalni naszego
serca. Z drugiej strony rozpierają się, pewne swego, codzienne obowiązki
względem zewnętrznego świata, w którym
egzystujemy z dnia na dzień. Te drugie przeczą tym pierwszym, spychają je coraz
głębiej, w najbardziej czułe przedsionki. Przeciążone marzeniami serce załamuje
się i ekspediuje je na śmietnik ludzkich pragnień. Czasem słyszymy, że komuś
pękło serce. Należało do człowieka, który zachował się bardzo lekkomyślnie i
nie pozbył się marzeń. Wygrywają – i to na krótko – tylko straceńcy, którzy
postawią wszystko na jedną kartę.
Walka o codzienne przetrwanie, o utrzymanie
się na powierzchni, o dotrzymanie kroku idącej wciąż karawanie, absorbuje całe
nasze siły, a tym, którzy zastanawiają się nad odległym celem tej mozolnej
wędrówki, przynosi często frustrację i niepokój. Niewielu dostrzega, że
przymusowy udział w tej nieustannej, bez głośnych fanfar, mrówczej batalii, to
najcenniejsze, najbardziej heroiczne i doniosłe zdarzenia w życiu. I nieważne,
że jest to droga, na której od pierwszego kroku, stoimy na straconej pozycji
przed przeciwnikiem, którego intencji do końca nie rozumiemy, a przynajmniej
niektórzy z nas tak uważają, nie zgadzając się z ostatecznym wynikiem
konfrontacji.
W
bitewnym zgiełku życia nie wszystko ulega zniszczeniu. Pozostają znaki naszych
zmagań, ślady naszych stóp na szlaku wielkiej wędrówki, po których kroczą dalej
ci, którzy jeszcze toczą ten nierówny bój. Jak długo już trwa ta niekończąca
się odyseja homo erectus, nikt tego tak naprawdę nie wie. Jak długo trwać
będzie? Na to pytanie jeszcze trudniej dać jakąś logiczną odpowiedź. To, co
jest pewne, to fakt, że na długi, trudny marsz w karawanie i samotną walkę,
jesteśmy skazani. Przeciwnik jest bezwzględny, chociaż fair. A my zwykle
jesteśmy, nie do końca świadomymi, jego ofiarami.
Ma to
tylko swoje dobre strony dla przeciętnego zjadacza chleba. Nieświadoma klęska
nie tylko, że nie boli, to jeszcze uważana jest za zwycięstwo niezniszczalnego
ducha nad kruchą materią ciała. I pomyśleć, że są tacy, którzy wciąż nie
wierzą, że żarliwa wiara potrafi czynić cuda!
Czas jest jak powietrze i czysta próżnia,
jak światło i przestrzeń, jak dzień i noc. Czas jest, był, będzie, nie ma początku i końca.
Jest nieskończonością, której początek, jeśli w
ogóle można użyć tego słowa w odniesieniu do czasu, jest odległy od
teraźniejszości o następną nieskończoność.
Ale co to jest prawda? Czy istnieje coś
takiego jak prawda? Prawda przekazywana przez ludzi nigdy nie jest bezstronna.
Ludzie nie potrafią powstrzymać emocji, język to perfekcyjny kreator iluzji.
Wątpliwości nie przychodzą od razu. Na
początku są niezauważalne, jak pierwsze jaśniejsze włosy na skroniach, jak
nieliczne krótkie zmarszczki wokół oczu, wciąż pewnie patrzących w przyszłość.
Mało widoczne, nieistotne, jest ich przecież tak niewiele. Nie zwraca się na
nie uwagi, nie widać ich na fotografiach. To nasze ciało chce zawrócić czas.
Zacząć wszystko od początku. Jeszcze raz. Dać sobie jeszcze jedną szansę.
Zmuszone do samoograniczeń wpada w panikę. Kim my właściwie jesteśmy? Mamy
ciało i podobno coś więcej. To coś nie wiadomo, czy istnieje. Jedni twierdzą,
że tak. Inni, że nie. To coś ma być niezależne od ciała. Ciało i to coś. Nazywa
się to duszą i ma niematerialną postać. Ale przecież postać to coś
materialnego, przynajmniej według semantyki języka. Jestem cholernie
materialny. Myślenie jest materialne. Niematerialna dusza wynika z myślenia,
jej pojęcie powstaje w procesie myślenia. Materialny wysiłek myśli ma stworzyć
antymaterię, czyli duszę. Nie trzyma się to kupy, a tylu ludzi w to wierzy. Cud
materialnej wiary – niematerialna dusza!
Życie często składa się z pytań bez odpowiedzi. Gdy wracam po południu z pracy, mijam ludzi zmierzających w drugą stronę. Spotykam ich prawie codziennie. Znam już ich twarze, ich sylwetki na pamięć, oni rozpoznają mnie, gdy zbliżamy się do siebie, ale to wszystko, co nas łączy. Podobne myśli, podobne pytania bez odpowiedzi. Anonimowi przechodnie z ulicy, bezludne wyspy w bezimiennym tłumie dużego miasta. Samotność istoty ludzkiej jest jak nieuleczalny nowotwór, otrzymany w genach. Zapadamy na nią, zanim jeszcze świat odnotuje naszą obecność.
Samooszukiwanie jest jedną z niewielu rzeczy, które
udało się nam opanować do perfekcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz