czwartek, 7 marca 2013

Wielkie otwarcie



   Tam, gdzie kiedyś stał hotel, z niebiańskim Piekiełkiem i kultowym striptizem w wykonaniu najprawdziwszych lasek z peerelu, niejaki RP - biznesman, jak napisały Nowiny, otworzył nowy Plac Balcerowicza i nazwał go Galerią.
   Wieść o otwarciu ekskluzywnego balcerka dotarła pod okoliczne strzechy i lud Najciemniejszej III RP, zaopatrzony należycie w chwilówki, odpalił swoje rzęchy i karnie zameldował się w kolejnej hurtowni niejakiego RP - biznesmana, jak napisały Nowiny, naprzeciwko Najbardziej Ukochanego Pomnika WC, aby pokłonić się Panu Inwestorowi.
   Ale jak to lud, zapracowany i nieokrzesany, nie miał czasu się domyć,  wparował na pańskie pokoje w zafajdanych gumowcach prosto ze stajni, zostawił  duże gie na posadzkach i w kasach, podprowadził papier toaletowy, rozpieprzył kilka chińskich klamek w wychodkach i obsikał pisuary.
  - Dokładnie - zgodził się ze mną znany w Rze harmonista, występujący gościnnie na Dołowej, niejaki Ha, który także przyszedł się załatwić.

                                                                                  Edward Bolec

wtorek, 5 marca 2013

Puste miejsca



   Śmierć człowieka pozostawia próżnię, która już nigdy, nikim i niczym, się nie wypełni. Coraz więcej takich pustych miejsc dookoła mnie. Niedawno odszedł pisarz. Znałem go, przy okazji sporadycznych spotkań, zamieniałem z nim czasem kilka słów. Dostałem nawet od niego książkę, tomik wierszy. Zamierzałem ją przeczytać, a potem porozmawiać z nim o jego twórczości, powiedzieć mu, co sądzę o tej poezji. Ale nie zabrałem się do lektury, może czytałem coś innego i dlatego odłożyłem tę książkę na później, a następnie o niej zapomniałem, a może od razu pomyślałem, że przecież jeszcze zdążę zapoznać się z jego poetyką i kiedyś pogadam z nim o oryginalnych i zaskakujących metaforach, z których był znany, o jego charakterystycznej składni, niezwykłym słowotwórstwie, o powieści, nad którą podobno pracował.
   Nigdy do tej rozmowy nie doszło. Spóźniłem się. Nagle zachorował, zdawało się, że na niegroźną dolegliwość, jak z początku uważali lekarze, miał wrócić ze szpitala po kilku dniach, lecz najpierw zatrzymano go tam na dłużej, a gdy go wreszcie wypisano, rodzina, przyjaciele i znajomi spotkali się tylko po to, by się z nim ostatecznie pożegnać.
   Z całkiem przyziemnych powodów, ktoś zapomniał do mnie zadzwonić, wysłać maila, nie powiadomiono mnie o jego nagłym odejściu, nie pojechałem na pogrzeb, nie znalazłem się wśród osób idących w kondukcie za trumną, nie byłem nawet wtedy myślą z jego osobą. O wszystkim dowiedziałem się ex post, z internetu, gdzie na jednej ze stron zamieszczono informację o nieoczekiwanej śmierci poety.
   Minęło wiele miesięcy, czasem przychodzi do mnie, przybywa nieoczekiwanie, tak jak teraz. Widzę jego postawną sylwetkę, wysokiego przystojnego mężczyznę, na pewno podobał się kobietom, przypominam sobie ten moment, gdy zobaczyłem go po raz ostatni, na głowie miał duży kowbojski kapelusz i mocnym, swobodnym głosem pozdrawiał wszystkich, także mnie, wchodzących na salę w osiedlowym domu kultury "Karton" w Rze. Przemknęło mi wtedy przez głowę, że do tej pory nie znam jego wierszy, a on, jakby usłyszał moje myśli, bo w chwilę potem podarował mi swoją książkę, właśnie tamten tomik wierszy.
   Do dzisiaj go nie przeczytałem. Nie usprawiedliwiam się, nie czuję też żadnego dyskomfortu z tego powodu. Życie to jedno pasmo niedokończonych spraw, nie spełnionych planów, zobowiązań, także wobec samego siebie. Przybywa tylko pustych miejsc.
                                                                                           Edward Bolec