poniedziałek, 26 października 2015

Polski wybór

   W Polsce w wyborach do Sejmu i Senatu zwyciężyła nacjonalistyczna partia narodowo-socjalistyczna o nazwie PiS. Brawo Rodacy!
                                                                                   Niech będzie pochwalony!

czwartek, 23 lipca 2015

Współczesny kolonializm



Współczesny kolonializm państw zachodnich polega na drenażu siły roboczej z państw Europy środkowo-wschodniej, Afryki i innych krajów. Dzisiejsi kolonialiści już nie muszą tam jechać i urządzać krwawe polowania na ludzi. Tak urządzili świat, że niewolnicy sami się do nich garną, a niektórzy  z nich nawet ryzykują życiem, aby dostać się do niewolniczego getta i służyć nowym panom.

niedziela, 3 maja 2015

ROCZNICA




 
   Na skrzyżowanie Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich, noszące nazwę Ronda Dmowskiego, naprzeciwko Rotundy, Novotelu, reklam H&M, Lotosu, Play'a i innego rodzimego i światowego badziewia, z głuchym pomrukiem wjechała kawalkada harleyowców i zablokowała ruch. Setki ludzi wyszły na wysepkę pośrodku jezdni, a ci najsprawniejsi wspięli się na dachy pawilonów, aby jak najlepiej widzieć unoszące się nad zbiegowiskiem biało-czerwone balony z podwieszoną pod nimi flagą o tych samych barwach, z wydrukowanym na niej symbolem Powstania, oraz obserwować to, co miało za chwilę nastąpić. Murzyn i dwóch jego białych kumpli z zainteresowaniem gapili się na młodych mężczyzn w podkoszulkach z rysunkiem kotwicy z literą P w jej trzonie, wyciągających z plecaków podłużne przedmioty.

   W tysięcznym tłumie znajdowały się osoby w ubraniach przypominających stroje sprzed wielu dziesiątków lat. Oto niezwykle szczupła kobieta w furażerce z biało-czerwonym znakiem. Oto mężczyzna w oficerkach, bryczesach i wojskowej bluzie. Oto grupa chłopców i dziewcząt w harcerskich mundurach, stylizowanych na te z tamtych, odległych już czasów.

   O siedemnastej, w Godzinie W, zawyły syreny, kierowcy samochodów nacisnęli klaksony, harleyowcy podkręcili manetki przewiercających uszy na wylot wystrzałowych sygnałów w wypolerowanch na cymel crouiserach i chopperach, a dziesiątki mężczyzn zapaliły podłużne przedmioty wydobyte z plecaków, które okazały się pochodniami. Unieśli je w górę w wyprostowanych rękach i zaczęli skandować: "Cześć i chwała bohaterom! Cześć i chwała bohaterom!" Powtarzali te słowa wielokrotnie, odpalając kolejne pochodnie od tych, które przygasały. W pewnej chwili dym wydobywający się z fosforyzujących na czerwono rac przesłonił ludzi, motocykle, stojących obok nich harleyowców, samochody, autobusy i tramwaje oraz wielko-powierzchniowe reklamy. Słychać było tylko słowa hymnu narodowego, śpiewanego przez zgromadzonych, a potem rozległy się oklaski.

   Setki komórek filmowało ten akt spontanicznego patriotyzmu. Stacje telewizyjne i radiowe z należytą uwagą odnotowywały w czasie rzeczywistym to wydarzenie. Świętowano 70-tą rocznicę wybuchu Powstania, w którym zginęło około 200 tysięcy mieszkańców tego miasta i blisko 21 tysięcy powstańców. Po 63 dniach nierównej walki Powstanie upadło, miasto zostało zrównane z ziemią, a tych, którzy przeżyli, Niemcy wysłali do obozów koncentracyjnych i obozów pracy. Wywołując skazane od początku na klęskę Powstanie, próbowano bezskutecznie zawrócić bieg historii, która stała wtedy po drugiej stronie Wisły.

   Piętnaście minut po siedemnastej, gdy ostatnie pochodnie wypaliły się, a dym przesłaniający Rondo Dmowskiego powędrował ponad okoliczne wysokościowce, razem z biało-czerwonymi balonami zwolnionymi z uwięzi, ruch na skrzyżowaniu Marszałkowskiej z Alejami Jerozolimskimi został przywrócony, harleyowcy, w markowych spodniach i kurtkach z czarnej skóry, odjechali z charakterystycznym łoskotem swych niklowanych, kultowych harusów, ludzie, uczestniczący w manifestacji, powrócili do, zwykle beznadziejnie nudnych i wkurwiających ich, codziennych spraw, harcerze, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wobec ojczyzny, pomaszerowali na miejsca zbiórek do czekających na nich autokarów, a Murzyn i jego dwóch białych kumpli schowali komórki do kieszeni i wyciągnęli mapę. Zamierzali pokręcić się trochę po Starym Mieście, zaliczyć po drodze jakiś ogródek piwny, wpaść do Pizza Hut na Placu Zamkowym, a wieczorem ruszyć w tour po okolicznych pubach za kandydatkami na niezobowiązujący seks w hotelu. Mieli jeszcze multum czasu, przepustka kończyła im się dopiero następnego dnia o północy.

 

 

                                                                                  

poniedziałek, 23 marca 2015

Zagraj mi, bracie...


                                             Bratu Stasiowi

 

Zagraj mi, bracie, jeszcze raz,

Ten jeden jedyny raz,

którego nie słyszałem,

nie znalazłem czasu,

by Cię odwiedzić,

by spotkać się z Tobą,

jak brat z bratem.

 

Zagraj mi, bracie, jeszcze raz,

usiądziemy przy stole,

nalejesz mi zupy,

tej jarzynowej,

przez Ciebie ugotowanej,

i zatrąbisz, najpiękniej,

jak potrafisz, jak nikt inny...

 

Zagraj mi, bracie, jeszcze raz,

na wargach mi zagraj

ten ostatni już koncert,

wszystkich świętych

gdy idą do nieba,

i Ciszę mi zagraj,

When I'm sixty four... też!

 

Zagraj mi, bracie, jeszcze raz,

jak na Baldachówce,

przy świątecznym stole,

jak na rynku w Rzeszowie,

w Olszynkach nad Wisłokiem,

jak przy krypie Nitki

w tamten wakacyjny dzień...

 

Zagraj, mi, bracie, jeszcze raz,

jest słońce i cisza,

i znicze słuchają,

i drzewa czekają

i ptaki usiadły,

zagraj, nam, bracie,

zagraj mi, bracie, jeszcze raz!

 

 

niedziela, 25 stycznia 2015

Biały barszcz postny



 
Za chwilę będzie wigilia,

Mamo, opłatek, życzenia

zdrowia i wszelkiej pomyślności

w nadchodzącym 2015 roku,

tak, Mamo, to już prawie 2015-sty,

jestem blisko Twojego wieku,

tak szybko to nastąpiło,

czas wyprzedził mnie,

moje życie, moje plany,

jeszcze go gonię, ale

już bez tej pewności,

że nie zostaję w tyle.

 

Mam całkiem jasne włosy,

prawie takie jak Ty

wtedy, gdy byłaś z nami.

A Rzeszów ? Ciągle stoi,

trochę odmieniony, ale

wciąż można po nim chodzić

z zamkniętymi oczami

i nie nabić sobie guza...

codziennie go przemierzam,

tymi samymi ulicami

spieszę na halę targową -

Twoje ulubione miejsce zakupów,

zaglądam na 3 Maja, gdzie

tylko sklepy Jubilera i Wedla

Cię wspominają,

na Słowackiego nadal

czeka na Was ławka, na którą

przychodziłaś z Tatą, obok

nieobecnego od lat empiku...

 

Za chwilę będzie, wigilia,

Mamo, opłatek, a potem

biały barszcz postny,

udekorowany zieloną natką pietruszki,

z kapeluszami prawdziwków,

taki jak Twój, Mamo,

przygotowany przez

moją żonę, która uczyniła

wszystko, bym jutro

rano zaglądał do lodówki,

czy jeszcze coś go zostało...

 

Taki jak Twój, Mamo,

a jednak różny, jakby

inaczej pachnący

tymi prawdziwkami,

nie gorzej, inaczej,

mówię o tym Joli,

a ona po raz kolejny

oznajmia mi uroczyście

że już więcej go nie ugotuje,

że nigdy Ci nie dorówna,

że wtedy były inne zakwasy,

inne grzyby, inne czosnki!

 

Ja się nie skarżę, Mamo,

nie narzekam na moją żonę,

to nie jej wina, że pamiętam

tamten Twój biały barszcz postny,

i choć tak odległe są te obrazy,

wiem, że je na nic nie zamienię,

że pozostanę już na zawsze w latach,

gdy wołałem, mamo i tata,

gdy biegałem boso

po zwięczyckiej drodze,

a wieczorem, leżąc w łóżku

obok choinki, jedną ręką

bezszelestnie wysupływałem

z kolorowego celofanu,

twarde jak kamień,

soplowe cukierki.

 

Za chwilę będzie wigilia,

Mamo, opłatek...

 

 

 

MOŻNA




 
Można nie mieć nic

być goły i nie-dokładnie wesoły,

mieszkać u Brata Alberta,

a rano, gdy słońce wypala nam oczy,

kurewsko cieszyć życiem.

 

Można mieć wszystko,

kasę, dupy, ordery, stanowiska,

tak zwaną dobrą rodzinę,

a jednak unikać swego wzroku.

 

Można leżeć krzyżem,

nosić chorągwie i baldachimy,

znać ze słyszenia jakiegoś boga,

ale panicznie bać się wdepnięcia do niego.

 

Można walić te niepewne kontakty,

 i to co w trakcie nich się pojawi,

samemu wyrwać ostatnią z kalendarza kartkę

i ruszyć w swój najdłuższy tour...