czwartek, 23 maja 2013

Kiedyś, gdy nie kamienowano demokracji




 
To zdarzyło się naprawdę:

chleb od Wołowca,

masło od bab z rynku,

mleko w szklanej butelce,

pasztetowa i salceson od Koguta na hali,

chwilówki bez odsetek od sąsiada.

 

W Olszynkach dopuszczano do zechcyka

dysydentów z Baranówki,

kajaki wyprzedzały fale Wisłoka,

Staszek Nitka zapraszał na mostek kapitański,

podchody na Lisiej Górze kończyły się

zawieszeniem broni

i rwaniem orzechów laskowych

z żołnierzami nieprzyjacielskiej armii.

 

Na "kamyczkach" dziewczyny

z trzeciego ogólniaka

oddawały się

chłopakom z mechanika,

rzeka skrzętnie obmywała ich ciała,

odpuszczała grzechy niepopełnione.

 

W Zorzy i Apollo na westernach

najlepiej wychodziły koniki,

w Kosmosie Antek bez oczu

grał jak z nut Fryderyka,

Markiz recytował z niczego

poemat o Baldachówce,

obserwowano ciała nie niebieskie,

zmawiano się na Sylwestra.

 

 

Na "poczcie" Nalepa odkrywał bluesa,

Kajtek sprawdzał listę obecności na 3 Maja -

nie brakowało żadnego joannity -

zamach na przewodnią bezsiłę narodu

wisiał w powietrzu,

w barze mlecznym na ruskie

z kefirem z Trzebowniska

ustawiała się kolejka.

 

W sklepie meblowym przy Reja

trzymano wartę

już dwa tygodnie,

sypialnie z Rumunii,

segmenty Bieszczady

mogły przyjść w każdej chwili.

 

Rewolucja odradzała się na Południu,

nadchodził czas czarnych Jakobinów,

na Północy zima trwała w najlepsze,

dziadek Mróz taszczył pomarańcze od Fidela,

w kościołach przesłuchiwano Chrystusa,

pierwsi poganie schodzili do katakumb...

 

Wymyślono Demokrację,

by Historia zatoczyła się,

oddano ludziom to, co właśnie odrzucili -

deklaracje na bilbordach

i słowa, za które

nikt nie podniesie rękawicy...

 

Nowi spiskowcy jeszcze mają

w zapasie kilka enter,

jeszcze nie stoją przed zamkniętą bramą,

kiedyś, jak ojcowie ich ojców,

wyjdą na ulice w sierpniowy dzień,

będą kamienować Demokrację,

postulaty nie zostaną postawione...

 

 

 

 

 

 

czwartek, 7 marca 2013

Wielkie otwarcie



   Tam, gdzie kiedyś stał hotel, z niebiańskim Piekiełkiem i kultowym striptizem w wykonaniu najprawdziwszych lasek z peerelu, niejaki RP - biznesman, jak napisały Nowiny, otworzył nowy Plac Balcerowicza i nazwał go Galerią.
   Wieść o otwarciu ekskluzywnego balcerka dotarła pod okoliczne strzechy i lud Najciemniejszej III RP, zaopatrzony należycie w chwilówki, odpalił swoje rzęchy i karnie zameldował się w kolejnej hurtowni niejakiego RP - biznesmana, jak napisały Nowiny, naprzeciwko Najbardziej Ukochanego Pomnika WC, aby pokłonić się Panu Inwestorowi.
   Ale jak to lud, zapracowany i nieokrzesany, nie miał czasu się domyć,  wparował na pańskie pokoje w zafajdanych gumowcach prosto ze stajni, zostawił  duże gie na posadzkach i w kasach, podprowadził papier toaletowy, rozpieprzył kilka chińskich klamek w wychodkach i obsikał pisuary.
  - Dokładnie - zgodził się ze mną znany w Rze harmonista, występujący gościnnie na Dołowej, niejaki Ha, który także przyszedł się załatwić.

                                                                                  Edward Bolec

wtorek, 5 marca 2013

Puste miejsca



   Śmierć człowieka pozostawia próżnię, która już nigdy, nikim i niczym, się nie wypełni. Coraz więcej takich pustych miejsc dookoła mnie. Niedawno odszedł pisarz. Znałem go, przy okazji sporadycznych spotkań, zamieniałem z nim czasem kilka słów. Dostałem nawet od niego książkę, tomik wierszy. Zamierzałem ją przeczytać, a potem porozmawiać z nim o jego twórczości, powiedzieć mu, co sądzę o tej poezji. Ale nie zabrałem się do lektury, może czytałem coś innego i dlatego odłożyłem tę książkę na później, a następnie o niej zapomniałem, a może od razu pomyślałem, że przecież jeszcze zdążę zapoznać się z jego poetyką i kiedyś pogadam z nim o oryginalnych i zaskakujących metaforach, z których był znany, o jego charakterystycznej składni, niezwykłym słowotwórstwie, o powieści, nad którą podobno pracował.
   Nigdy do tej rozmowy nie doszło. Spóźniłem się. Nagle zachorował, zdawało się, że na niegroźną dolegliwość, jak z początku uważali lekarze, miał wrócić ze szpitala po kilku dniach, lecz najpierw zatrzymano go tam na dłużej, a gdy go wreszcie wypisano, rodzina, przyjaciele i znajomi spotkali się tylko po to, by się z nim ostatecznie pożegnać.
   Z całkiem przyziemnych powodów, ktoś zapomniał do mnie zadzwonić, wysłać maila, nie powiadomiono mnie o jego nagłym odejściu, nie pojechałem na pogrzeb, nie znalazłem się wśród osób idących w kondukcie za trumną, nie byłem nawet wtedy myślą z jego osobą. O wszystkim dowiedziałem się ex post, z internetu, gdzie na jednej ze stron zamieszczono informację o nieoczekiwanej śmierci poety.
   Minęło wiele miesięcy, czasem przychodzi do mnie, przybywa nieoczekiwanie, tak jak teraz. Widzę jego postawną sylwetkę, wysokiego przystojnego mężczyznę, na pewno podobał się kobietom, przypominam sobie ten moment, gdy zobaczyłem go po raz ostatni, na głowie miał duży kowbojski kapelusz i mocnym, swobodnym głosem pozdrawiał wszystkich, także mnie, wchodzących na salę w osiedlowym domu kultury "Karton" w Rze. Przemknęło mi wtedy przez głowę, że do tej pory nie znam jego wierszy, a on, jakby usłyszał moje myśli, bo w chwilę potem podarował mi swoją książkę, właśnie tamten tomik wierszy.
   Do dzisiaj go nie przeczytałem. Nie usprawiedliwiam się, nie czuję też żadnego dyskomfortu z tego powodu. Życie to jedno pasmo niedokończonych spraw, nie spełnionych planów, zobowiązań, także wobec samego siebie. Przybywa tylko pustych miejsc.
                                                                                           Edward Bolec

piątek, 1 lutego 2013


Ruchomy cel

 

   Chodzę po mieście bez celu. Moje chodzenie jest wolne od celu. Mogę pójść tam, albo stanąć tu. Albo jeszcze gdzie indziej. Ale nie każde miejsce celnie spełnia mój bezcelowy chód.

   Wszystkie drogi prowadzą do celu, lecz mój cel nie istnieje. Nieistnienie celu jest celem samym w sobie.

   Bezcelowość to zadanie nie do spełnienia. Samo jego postawienie staje się celem.

   Bezcelowe życie. Już słyszę, jak kiedyś te słowa padną w rozmowie na mój temat. Właściwie to już tu i ówdzie celują w tym niektórzy.

   Deklaruje wyborcom cele, które chce osiągnąć w ich imieniu. Celem najpierwszym, o którym milczy, jest jego pozycja. Dla osiągnięcia jej poświęci każdy, nawet najwyższy cel.

   Celuje w wyborców i odpala wszystko, co posiada, wali w nich całą amunicją, a oni tego nawet nie zauważyli, że zostali namierzeni i celnie ostrzelani.

   Trafiony, zatopiony, to ten, kto nie zrobił w porę uniku i "dostał".

   Wszystko, co robisz, jest bezcelowe, zawołała. Jeden bezcel mniej, pomyślał,  mierząc do niej.

   Żołnierz celuje lub jest na celu, czyli na muszce.

   Cel nawinął mu się sam, nie mógł spudłować.

   Można mieć celujące stopnie, celujące wyniki, celować w celowości celów, być celerem, a jednak sobie nie celnąć, minąć się z celem.

   Nie masz cylu krokodylu, boś za stary, nie masz pary - tak kiedyś krzyczały na siebie dzieci obrzucając się niecelnie kamieniami.

   Cel! Pal! - powiedział celująco Daniel Olbrychski w filmie "Bitwa pod Wiedniem".

   Życie to cel ruchomy. Każdy strzał jest chybiony, z wyjątkiem ostatniego. Ale zwykle nie pada on z naszej ręki.

   Ernest Hemingway - pisarz, myśliwy i człowiek, który nie spudłował do końca.

   Cel uświęca środki - napisał Nicolo Machiavelli do Cezara Borgii, syna papieża Aleksandra VI. Sam nie stosował się do stworzonej przez siebie zasady. Został oskarżony o spisek, uwięziony i torturowany.

   Makiawelizm stał się najcelniejszą doktryną polityczną. Nieprzestrzeganie jej wystawia polityka na łatwy cel i pewny odstrzał.