W tysięcznym tłumie znajdowały się osoby w
ubraniach przypominających stroje sprzed wielu dziesiątków lat. Oto niezwykle
szczupła kobieta w furażerce z biało-czerwonym znakiem. Oto mężczyzna w
oficerkach, bryczesach i wojskowej bluzie. Oto grupa chłopców i dziewcząt w
harcerskich mundurach, stylizowanych na te z tamtych, odległych już czasów.
O siedemnastej, w Godzinie W, zawyły syreny,
kierowcy samochodów nacisnęli klaksony, harleyowcy podkręcili manetki
przewiercających uszy na wylot wystrzałowych sygnałów w wypolerowanch na cymel crouiserach
i chopperach, a dziesiątki mężczyzn zapaliły podłużne przedmioty wydobyte z
plecaków, które okazały się pochodniami. Unieśli je w górę w wyprostowanych
rękach i zaczęli skandować: "Cześć i chwała bohaterom! Cześć i chwała
bohaterom!" Powtarzali te słowa wielokrotnie, odpalając kolejne pochodnie
od tych, które przygasały. W pewnej chwili dym wydobywający się z fosforyzujących
na czerwono rac przesłonił ludzi, motocykle, stojących obok nich harleyowców,
samochody, autobusy i tramwaje oraz wielko-powierzchniowe reklamy. Słychać było
tylko słowa hymnu narodowego, śpiewanego przez zgromadzonych, a potem rozległy
się oklaski.
Setki komórek filmowało ten akt
spontanicznego patriotyzmu. Stacje telewizyjne i radiowe z należytą uwagą odnotowywały
w czasie rzeczywistym to wydarzenie. Świętowano 70-tą rocznicę wybuchu
Powstania, w którym zginęło około 200 tysięcy mieszkańców tego miasta i blisko
21 tysięcy powstańców. Po 63 dniach nierównej walki Powstanie upadło, miasto
zostało zrównane z ziemią, a tych, którzy przeżyli, Niemcy wysłali do obozów
koncentracyjnych i obozów pracy. Wywołując skazane od początku na klęskę Powstanie,
próbowano bezskutecznie zawrócić bieg historii, która stała wtedy po drugiej
stronie Wisły.
Piętnaście minut po siedemnastej, gdy
ostatnie pochodnie wypaliły się, a dym przesłaniający Rondo Dmowskiego
powędrował ponad okoliczne wysokościowce, razem z biało-czerwonymi balonami
zwolnionymi z uwięzi, ruch na skrzyżowaniu Marszałkowskiej z Alejami
Jerozolimskimi został przywrócony, harleyowcy, w markowych spodniach i kurtkach
z czarnej skóry, odjechali z charakterystycznym łoskotem swych niklowanych,
kultowych harusów, ludzie, uczestniczący w manifestacji, powrócili do, zwykle beznadziejnie
nudnych i wkurwiających ich, codziennych spraw, harcerze, z poczuciem dobrze
spełnionego obowiązku wobec ojczyzny, pomaszerowali na miejsca zbiórek do
czekających na nich autokarów, a Murzyn i jego dwóch białych kumpli schowali
komórki do kieszeni i wyciągnęli mapę. Zamierzali pokręcić się trochę po Starym
Mieście, zaliczyć po drodze jakiś ogródek piwny, wpaść do Pizza Hut na Placu
Zamkowym, a wieczorem ruszyć w tour
po okolicznych pubach za kandydatkami na niezobowiązujący seks w hotelu. Mieli
jeszcze multum czasu, przepustka kończyła im się dopiero następnego dnia o
północy.