Mamo,
opłatek, życzenia
zdrowia
i wszelkiej pomyślności
w
nadchodzącym 2015 roku,
tak,
Mamo, to już prawie 2015-sty,
jestem
blisko Twojego wieku,
tak
szybko to nastąpiło,
czas
wyprzedził mnie,
moje
życie, moje plany,
jeszcze
go gonię, ale
już
bez tej pewności,
że
nie zostaję w tyle.
Mam
całkiem jasne włosy,
prawie
takie jak Ty
wtedy,
gdy byłaś z nami.
A
Rzeszów ? Ciągle stoi,
trochę
odmieniony, ale
wciąż
można po nim chodzić
z
zamkniętymi oczami
i
nie nabić sobie guza...
codziennie
go przemierzam,
tymi
samymi ulicami
spieszę
na halę targową -
Twoje
ulubione miejsce zakupów,
zaglądam
na 3 Maja, gdzie
tylko
sklepy Jubilera i Wedla
Cię
wspominają,
na
Słowackiego nadal
czeka
na Was ławka, na którą
przychodziłaś
z Tatą, obok
nieobecnego
od lat empiku...
Za
chwilę będzie, wigilia,
Mamo,
opłatek, a potem
biały
barszcz postny,
udekorowany
zieloną natką pietruszki,
z
kapeluszami prawdziwków,
taki
jak Twój, Mamo,
przygotowany
przez
moją
żonę, która uczyniła
wszystko,
bym jutro
rano
zaglądał do lodówki,
czy
jeszcze coś go zostało...
Taki
jak Twój, Mamo,
a
jednak różny, jakby
inaczej
pachnący
tymi
prawdziwkami,
nie
gorzej, inaczej,
mówię
o tym Joli,
a
ona po raz kolejny
oznajmia
mi uroczyście
że
już więcej go nie ugotuje,
że
nigdy Ci nie dorówna,
że
wtedy były inne zakwasy,
inne
grzyby, inne czosnki!
Ja
się nie skarżę, Mamo,
nie
narzekam na moją żonę,
to
nie jej wina, że pamiętam
tamten
Twój biały barszcz postny,
i
choć tak odległe są te obrazy,
wiem,
że je na nic nie zamienię,
że
pozostanę już na zawsze w latach,
gdy
wołałem, mamo i tata,
gdy
biegałem boso
po
zwięczyckiej drodze,
a
wieczorem, leżąc w łóżku
obok
choinki, jedną ręką
bezszelestnie
wysupływałem
z
kolorowego celofanu,
twarde
jak kamień,
soplowe
cukierki.
Za
chwilę będzie wigilia,
Mamo,
opłatek...